Strony

sobota, 14 lipca 2012

Dni 21-24: Orkanger-Storen-Roros

1. Ostatni odcinek Norwegii (no, prawie, mamy do zaliczenia jeszcze krótki odcinek w drodze powrotnej ze Szwecji) mamy za sobą. Sponsorowały go takie słowa jak: pośpiech, zmęczenie czy nerwy. Liczę, że to wystarczy za usprawiedliwienie braku notki.
2. Dwa dni kończące nas pobyt stoją pod znakiem przymusowego postoju w Roros, gdzie musieliśmy poczekać na zatwierdzenie przez Firmę naszych dotychczasowych prac. Efekt? Do kraju Waregów zawitamy dopiero w poniedziałek rano.
3. Samo Roros okazało się być idealnym miejscem na odbębnienie przedwczesnego weekendu. Zabytkowe miasteczko, zbudowane dookoła kopalni miedzi, urzeka starą, siedemnastowieczną zabudową. Całość pozbawiona jest cepelianej, tandetnej pozłoty, bezstylowej mieszanki tanich pamiątek, cuchnących jadłodajni i ciupag za dychę. Pojedyncze sklepiki z pamiątkami. Stylowe, wstydliwie powciskane w bramy domów kawiarenki, naturalnie komponujące się z drewnianą zabudową. No i wszechobecne ławeczki, jedyny znak wskazujący na większe zagęszczenie ruchu w okolicy starówki.
4. Podsumowujących uwag ciąg dalszy. Tym razem kuchnia. Po pierwsze i najważniejsze: wegetarianie nie mają czego szukać w tym kraju. Ewidentnie Norwedzy nie wierzą w warzywa, podobnie jak nie wierzą w parasole i brak odporności na niskie temperatury. Owszem, serwują jakieś twory jarzynopodobne, ale nie czynią tego ze specjalnym przekonaniem. Na ogół jest to pozbawiony smaku pomidor czy rozgotowany brokuł. Są też ziemniaki, które M. określa mianem "tych...bulw", sięgając przy tym do najgłębszych rezerw pogardy, jakie ma na swoim podorędziu. Peszek, ot co.
Jeżeli zaś jest się szczęśliwym, pozbawionym skrupułów i resztek sumienia padlinożercą... Ha, wtedy raj otwiera się u naszych stóp. Norwegia jest krajem, w którym rocznie KAŻDY mieszkaniec średnio zżera 100 kg kiełbasy rocznie, a liczba wariantów i pomysłów na to, co można zrobić z odpowiednio skrzywdzonym kawałkiem mięcha, przechodzi ludzkie pojęcie.
Jak na razie moim prywatnym faworytem jest znalezione tutaj, w Roros, olpolse. Danie chyba regionalne, jest to cienki frankfurter z drobno zmielonej dziczyzny, doprawiony korzenną mieszanką, długo dojrzewający. Miód po prostu.
A, dziwna rzecz. Norwegia to kraj niby nadmorski, ale nie ma co liczyć na olbrzymie ilości ryb w każdym sklepie i fish'n'chips w co drugiej budce z jedzeniem. Ewidentnie wszyscy doszli do wniosku, że jeżeli ktoś ma ochotę na rybę, to sobie ją sam złowi, no big deal. Tak jak każdy Holender ma w domu rower, tak każdy Norweg ma na podorędziu wędkę i wodery.
5. Dobra, koniec filozofowania, przechodzimy do zdjęć.

Camping w Storen i kwitnący (na zdjęciu nie widać tego za dobrze, musicie mi uwierzyć na słowo) dach domu.


Roros - starówka.

















Camping, okolice Roros.



I na deser, wyraz buntu lokalnych fanów black metalu (?). Ech, nic dziwnego, że kościoły stoją, zamiast płonąć :)


2 komentarze:

  1. Ta dziewczynka z kwiatkami jest meeeega creepy. To jest ewidentnie kryptotrollica.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty, przecież ona się tak słodko uśmiecha ;>

      Usuń