Strony

środa, 8 sierpnia 2012

Dni 47-51: Oslo-Malmo.

1. Powrót do Polski nie może przebiegać prosto. Ostatecznie okazało się, że zanim powrócimy w rodzinne strony, to musimy odwiedzić Malmo i przepracować tam parę dni.
Wariacki bieg na dworzec w Oslo, wpadnięcie w ostatniej chwili do pociągu do Goteborga, kilka godzin spędzonych w "cichym wagonie" (cały wagon objęty zakazem głośnych rozmów, klepania w klawisze, etc., etc. - tylko do drzemki czy lektury: rewelacyjny pomysł!), i już jesteśmy z powrotem w Szwecji.
2. Na szczęście obok pracy znalazło się dość czasu na porządne poszlajanie się po Malmo. Starówka, błyszczący nowoczesnością zachodni brzeg, parki... Wszystko to podane w sosie wielokulturowości - ot, taki Londyn w miniaturze, minus brud, hałas i tłumy na ulicach.
3. Pora jest późna, więc niech przemówią zdjęcia.

Malmo: starówka i stara część portu.











Jeden z najstarszych domów kupieckich w mieście, sąsiadujący z lokalnym Radissonem.


Muzeum Sztuki Nowoczesnej (Moderna Museet).


Promenada i dalsza część starówki.



Kościół św. Piotra.







Najwyższy budynek w Skandynawii, czyli Turning Torso. W kwestii jego kształtu i umieszczenia... Hm. Skojarzenia były różne - znicz olimpijski, drogowskaz... Ostatecznie przeważyła koncepcja głosząca, iż jest to środkowy palec wyciągnięty w stronę Kopenhagi i Duńskich Idiotów.
Mały wtręt lokalnego patrioty - Turning Torso jest niższy od wrocławskiego Sky Tower, HA!






Rzeźba znaleziona w Pildammsparken.


Dobrej nocy.

piątek, 3 sierpnia 2012

Dni 42-46: Kongsvinger-Trondheim-Oslo

1. Pisząc ostatnią notkę wspominałem o wyjeździe do Malmo? No cóż...



No, ale po kolei.
Wtorkowy poranek w Kongsvinger, po długiej drodze ze Szwecji. O 7 rano dowiadujemy się, że jednak Firma uznała za niezbędne, abyśmy pomogli dokończyć prace innych zespołów badawczych. Więc zamiast do pociągu wiozącego nas z powrotem na szwedzkie ziemie, mamy spakować nasze toboły i wieźć się... na północ Norwegii, do Trondheim. 460 km, lekko licząc.
Po zakończeniu prac powrót, również autem, do samego Oslo (blisko 600 km, give or take). Docieramy na miejsce dość mocno padnięci (deszcz przez połowę drogi), ale w jednym kawałku. Tym razem plan z pociągiem i Malmo ma szanse wypalić.
2. Trondheim jest zaprzeczeniem tego, co widzieliśmy do tej pory w Norwegii, zwłaszcza w kontekście ruchu na drogach. Jest tłoczne, zakorkowane i pełne Nerwowych Królów Szos, którzy uważają klakson i wpychanie się za manifestacje ich boskiego majestatu. Dodajmy do tego prażące bez miłosierdzia słońce, i mamy pełnię szczęścia osoby pracującej, intensywnie używającej samochodu.

3. Na szczęście mieliśmy w ostatni dzień chwilę czasu, którą mogliśmy wykorzystać na zwiedzenie choćby mikroskopijnego kawałka miasta. W ciągu wygospodarowanych dwóch godzin udało się nam trafić na zorganizowany z okazji Dni Św. Olafa (patron Norwegii, pierwszy chrześcijański król kraju, pełnoetatowy rzeźnik i sadysta) jarmark, ciągnący się od kolumny z pomnikiem króla, aż do wysokości katedry. Udało się nam też dotrzeć do samej Nidaros Domkirke, zahaczyć o nabrzeże z rybakami sprzedającymi krewetki i kraby prosto z kutrów, czy podglądnąć zza płotu fragment turnieju rycerskiego, gdzie odziani w pełne kirysy panowie na koniach kłusowali wzdłuż trybun, wzbudzając entuzjazm gawiedzi jak za dawnych dobrych czasów.
4.Tradycyjnie - zdjęcia.

Kościółek w okolicach Koppang. Przejeżdżaliśmy koło niego łącznie cztery razy, dopiero za ostatnim znalazła się chwila na zrobienie paru zdjęć.



Pierwszy nocleg w okolicach Trondheim. Badziewny domek pozbawiony jakichkolwiek wygód, ale za to położony o 20 m od brzegu morza.







Trondheim, kolumna św. Olafa. Niestety, nie udało mi się uchwycić leżącej u stóp monarchy odrąbanej łepetyny bliżej nieokreślonego wroga - tradycyjnego atrybutu chrześcijańskich świętych.


Trondheim, Nidaros Domkirke.





Trondheim, przed wejściem do Kunstmuseum.




Trondheim, pomnik "Ostatniego Wikinga".




Trondheim, marina i targ rybny.






No i pożegnanie z Norwegią, bo i ono musiało kiedyś nadejść...



Dobrej nocy.