Strony

niedziela, 7 października 2012

Dni 1-22. Ryga-Dyneburg

Od ostatniego posta upłynęło sporo czasu, niestety.
Powrót ze Skandynawii oznaczał rzucenie się w wir kolejnych obowiązków i brak czasu na uzupełnianie wpisów, nad czym głęboko ubolewam i obiecuję starania na rzecz poprawy.

Firma zadbała jednak o to, żebym nie zastygł zbyt mocno w jednym miejscu. W efekcie M. i ja wylądowaliśmy na Łotwie, znów z misją zjeżdżenia kraju wzdłuż i wszerz. Pierwsze dwa tygodnie spędziliśmy w Rydze i jej najbliższych okolicach, z kolei ostatnie siedem dni to podróż po mniejszych ośrodkach miejskich, wioskach i bezdrożach. 
Nasza dotychczasowa trasa przebiegała następująco: Ryga - Jurmała - Ogre - Ryga -Walmiera - Cesis - Rezekne - Dyneburg.
Po wyjeździe ze stolicy Latgalii ruszamy dalej, zgodnie z następującą marszrutą: Bauska - Jełgawa - Lipawa - Windawa - Tukums, stamtąd zaś powrót do Rygi. Planowany czas zakończenia podróży - za 10 dni, w środę 17.10.
Nadeszła najwyższa pora na kilka podsumowań o charakterze ogólnym. Część z nich pewnie nie zmieści się w tym wpisie, postaram się uzupełniać informacje w regularnych interwałach czasowych.

1. Po pierwsze, Ryga. Stolica Łotwy okazuje się być nie tylko doskonałą wizytówką kraju, ale też miejscem mocno zwodniczym. Owszem, rzuca się w oczy rosnąca zamożność, widać inwestycje w infrastrukturę i działania na rzecz pozyskania nowych inwestorów, gotowych zasypać Łotyszy luksusowymi produktami. Tu salon Bentleya, tam nowoczesny biurowiec, z trzeciej strony - rozkopane pół miasta, ze względu na budowę nowego mostu na Dźwinie.
Wystarczy jednak nieco dokładniej się rozejrzeć i czar pryska. Nad miastem wciąż dumnie góruje monument z czerwoną gwiazdą na czubku, asfalt i beton w ilościach hurtowych zalały centrum, a na każdy odremontowany budynek przypada hektar zaniedbań, pęknięć i rozpadu. Owszem, ma to swój urok, ale pozostawia poważne uczucie dysonansu.
2. Po drugie, koty. Wszechobecne w Rydze, okupujące każdą ulicę, wylegujące się na chodnikach, dachach aut i ławkach. Na ogół nie przypominają zdziczałych futrzaków z polskich podwórek, raczej są to zwierzaki zadowolone z życia, zadbane i syte. Spora w tym zasługa samych Ryżan, którzy nieformalnych władców miasta traktują z należytą czcią, dokarmiają ich i nie przeszkadzają w odbywaniu Wyjątkowo Istotnych Drzemek. Przedsiębiorczy Ryżanie wrzucają podobizny czworonogów na koszulki dla turystów, szyldy kafejek i restauracji, a nawet pozwolili sobie na nazwanie jednej z ulic Starej Rygi ulicą Czarnego Kota (Melna Kaka iela).
3. Po trzecie, jedzenie. Nowoczesność na Łotwę wpadła pod postacią nowoczesnych aut, bankomatów czy internetu. Nie udało jej się za to zawojować obszaru kuchni. Owszem, pojawiły się pojedyncze McDonaldy, kilka barów bistro dorzuciło (chyba z poczucia obowiązku) sushi i pizzę do oferty, gdzieś się zaplątała pojedyncza budka z kebabem... I tyle. Ani kuchnia fusion, ani tłuczone od sztancy fast foody nie są w stanie wygrać z rdzennie łotewską kuchnią.
Młodzi, starzy, zamożni i ubożsi: przedstawicieli wszystkich warstw społeczeństwa można spotkać w barach i wyspecjalizowanych sieciach restauracji z kuchnią łotewską, bałtycką czy rosyjską. Ziemniaki (na ogół tłuczone), sztuka mięsa w dowolnej postaci i jakaś symboliczna sałatka, do tego obowiązkowa szklanka kefiru. Na pierwsze zaś barszcz albo solanka. Pierwsze skojarzenia - kuchnia skandynawska z mocnym akcentem rosyjskim. Niezbyt efektowna, ale efektywna (czytaj: maksymalnie sycąca). No i przede wszystkim - niemożliwie smaczna. Podejrzewam, że do Polski wrócę dość mocno zaokrąglony, ale nie robi to na mnie wrażenia. Zacznę biegać, czy coś.

Żeby nie zanudzać, przejdźmy do meritum. W sensie, do zdjęć.


Park koło Centrum Kongresowego, Ryga.



Alberta iela, jedna z najpiękniejszych ulic w Rydze, cała udekorowana w duchu Jugendstil.


Ryskie kontrasty w pigułce.


Pomnik Wolności (Brīvības Piemineklis) - jeden z kilku monumentalnych architektonicznych kloców górujących nad miastem. Dodatkowego smaczku dodają wieńce ku czci łotewskich bohaterów, złożone u stóp pomnika przez władze bratniego Tadżykistanu.


Jedno z niewielu miejsc, w których zachowała się średniowieczna, hanzeatycka architektura.


Dom Gildii Czarnogłowych.


Okolice kościoła anglikańskiego.


Vansu tilts, blisko 600-metrowy podwieszany most na Dźwinie. Jedna z ostatnich pamiątek po Związku Radzieckim w mieście (ukończono go w 1981 r.).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz